TATRALANDIA
www.tatralandia.sk
W dniach 15-17.08.2008 postanowiliśmy
wybrać się do Tatralandii na Słowacji. Pomysł na wyjazd był taki, że jeśli
trafi nam się zła pogoda - popływamy w ciepłych basenach.
Droga, którą wybraliśmy prowadziła
przez RZESZÓW . Powodem takiego
wyboru było przeświadczenie o korkach możliwych na najkrótszej i najlepszej
trasie zakopianką (obok mapka).
Była to bardzo długa droga.
Na miejscu byliśmy około 14.00 wiec postanowiliśmy zobaczyć baseny w Tatralandii.
Horror !!!!
Cala droga z Liptovskiego
Mikulasa do Aquaparku (2 km) obstawiona autami po obu stronach (99% - polskie
rejestracje). Na miejscu czego można było się spodziewać pełen parking
i ooooogroooom ludzi. Nawet nie próbowaliśmy wchodzić w ten tłum. Dowiedziałem
się, że w Liptovskim Janie jest hotel z basenem tamże się udaliśmy, żeby
zrekompensować sobie stratę wodnych szaleństw Tatralandii. Rzeczywiście
hotel był, ale mieli tylko jeden pokój. A nas były dwie rodzinki .
|
|
Wyświetl
większa mapę
|

Szukaliśmy dalej i trafiły
się dwa pokoiki w ładnym pensjonacie w stylu "zakopiańskim" w Janskiej
Kolibie - Stachanovka. Ponieważ były to DAWA OSTATNIE POKOJE nie było co
się zastanawiać.
Żeby wynagrodzić naszym pociechom
trudy podróży zabraliśmy je na pobliskie baseny. Woda tu również była podgrzewana,
ludzi niewiele, ciepełko - po prostu raj. I za darmo, bo po 18-tej nie
pobierają tu opłaty.
Potem jeszcze kolacyjka w
pensjonacie (oj dobrze gotują Słowacy ).
  
Rano pogoda okazuje się fatalna
- pada i zimno. Tak wiec w życie postanawiamy wprowadzić plan kąpieli w
Tatralandi. Podobno jest tu wiele basenów krytych z cieplutka wodą.
Na miejscu okazuje się,
że mamy nawet miejsce na parkingu. Udajemy się do kas (kolejka nie za długa)
i za kwotę 690 koron dorośli i 390 koron maluchy do 130 cm wzrostu (około
220 zł) kupujemy bilety + 300 koron kaucja za szafkę.
Na początek tłok
w szatni.
Potem tłok
w korytarzu na baseny
- tylko JEDEN korytarz.
Tłok w
basenie "Piratów z Karaibów" - dla dzieci.
Tłok
w basenach z ciepła wodą.
Tłok
w odkrytych basenach z ciepla i goraca wodą. Luz wyłacznie w tych z zimna
ale kto by chcial w nich plywać jak pada i jest chlodno .
  
Czekamy aż dzieci się nacieszą
i uciekamy.
Obok jest Westernowe Miasteczko
do którego można wejść już bez dodatkowych opłat.
I rzeczywiście - jest. A
w wejściu od razu krowa na rożnie. Na poważnie - KROWA.
Próbujemy tej krowy, taka
sobie.
Dalej mnóstwo atrakcji dla
dzieci
-
kolejka
-
pawilon strachów,
-
elektryczny byk (to już starsi
?)
-
pamiątki,
-
kolejka
-
budynki w westernowym stylu
 
I już wiadomo dlaczego miasteczko
jest za darmo - wszyscy i tak słono płacą za atrakcje (trzeba kupić żeton
w kasie)
Atrakcją jest też arena na
której odbywają się darmowe pokazy.
Jest to rodzaj drugiego
miasteczka tyle ze już dla aktorów. My dostaliśmy się na spektakl z życia
Dzikiego Zachodu. Przedstawienie nie było bardzo skomplikowane ale ciekawe
i zaskakujące okazały się efekty specjalne.
 
I tak wyzbywszy się całkiem
sporej sumki w koronach spędziliśmy dzień, zakończony wizyta w restauracji
w naszym pensjonacie.
Rano mieliśmy wyjeżdżać.
I co!?
Obudziło nas piękne słońce.
Na szczęście nie długo,
wiec nasz żal został ukojony.
Droga powrotna to kolejne
godziny za kółkiem o których nie ma co się rozpisywać. Ostatnie korony
wydaliśmy w mijanym po drodze TESKO. Głownie wysokogatunkowe alkohole.
ir@ir.travel.pl
|