Budzik
dzwoni bez litosci już przed druga rano. Za chwilę rozpocznie się przygoda
- SYCYLIA !!! Dopychamy ostatnie bagaże i mocno zaspani wytaczamy nasze
4 koła na asfalt na pobliskie miejsce zbiórki, gdzie spotkamy się z pozostałymi
2 autami wraz z ich zapewne równie niewyspanymi zalogami. Przed nami prawie
3000 km...
Zima,
spoglądajac na zasypane sniegiem i mroźne zaokienne krajobrazy postanowilismy
za cel naszych urlopowych perygrynacji wybrać ta spalona słońcem i wulkaniczna
lawą wyspę. Pomysły były rózne - moze Toskania? Za blisko! A przecież będąc
w Grecji tak szukalismy antycznej architektury. A takowa wraz z ciepełkiem
i dreszczykiem emocji spania pod wulkanem znajdziemy właśnie na Sycylii.
Pierwszy
dzień mamy zaplanowany bardzo ambitnie - ponad 1000 km (w tym nasza ojczysta,
pozbawiona autostrad ziemia). Celem podrózy na pierszy dzień jest jakis
mily holelik nad jeziorem Worthersee w Austrii. Zanim tam dojedziemy robimy
sobie jeszcze pamiatkowe zdjecie w fotoradarze za Jankami. Troche to studzi
temperamenty kierowników - przed nami jeszcze wiele takich szarych skrzyneczek.
Droga mija za wolno, z rekami zaciśnietymi na kierownicy, czasami puszce
z nadrukowanym czerwonym bykiem. Pierwszy postój - McDonald's, kawa i kanapki
i dalej w drogę.
I
tak
przez Czechy w których zapomnielismy kupic winiety na granicy by potem
nerwowo (wysokie mandaty maja Czesi) poszukiwać jej na stacji benzynowej
(nabylismy ją za złotówki, opłacala sie na 30 dni za około 70 zl). A warto
było! Tuż przed granicą austriacką stoi sobie niewinnie radiowóz z policjantami
wypatrujacymi pilnie przez lornetki nieoklejonych winietą aut. Cfany kierowca
przejeżdza przez całe Czechy a tu... przykra niespodzianka. Odradzam.
Po
przekroczeniu granicy znów winieta, tym razem na 10 dni (7,90 Eu). I pierwsze
zaskoczenie. Przed wyjazdem nastawialismy sie na odkrecanie haków holowniczych
bo podobno tu nie mozna jeżdzić z zamontowanym bez przyczepy. A na parkingu
stoja dwa miejscowe auta i haki stercza sobie wesolutko, nie odmontowane
...
Nastepna
niespodzianka - Austriacy wybudowali nowa autostradę! Już około 30 km od
Czeskiej granicy pomykamy po pieknym, nowiutkim asfalcie, którego nie ma
na mapach nawigacji. Tym sposobem bardzo szybko i sprawnie docieramy i
omijamy Wiedeń by ruszyć autostrada na Gratz. Za nami już blisko 700 km,
jeszcze ponad 300 km i pierwszy postój na który wybieramy małe ale bardzo
urokliwe miasteczko Velden połozone na zachodnim krańcu jeziora.
|